3 marca 2013

XIX


-Rafael?!- krzyknęłam, gdy w mojej głowie szalała burza. No to się wpakowałam po same uszy w bagno...
-Kiedy on będzie?- zapytałam z obawą Sabidima, któremu uśmieszek powoli zanikał zmieniając się w stan głębokiego skupienia. Po chwili w jego oczach pojawił się błysk zrozumienia.
- Wygląda na to, że zdążyłaś go już poznać.
-Najwyraźniej tak- parsknęłam- I nie zamierzam spotykać ponownie.
Na twarzy chłopaka dostrzegłam ciekawość.
- Dlaczego?
- Dlatego. Po prostu nie chcę i już. Kiedy on ma tu być?- powtórzyłam wyraźnie zaniepokojona, a strach skradał się powoli w górę dążąc do gardła i tam zostając.
Szkarłatny obserwował  to ze wciąż widocznym zaciekawieniem, a równocześnie marszcząc brwi.
- Nie wiem. Może dzisiejszej nocy, albo jutrzejszej, nie wiem. W każdym razie zapewne pojawi się tu w dość szybkim czasie- nastała chwila ciszy- Zawiadomiłem go o twojej obecności na wyspie.
O cholera.
- Ale co? W jaki sposób, co przekazałeś?- zapytałam z nadzieją w głosie. Musiałam wiedzieć. Może zawiadomił tylko o obecności innego anioła na jego terenie. Nie miałam się czym martwić.
- Kazałem przekazać, że niejaka Genevieve jest na mojej wyspie.
- No to już po mnie.
- Dlaczego?
- Co, dlaczego?- zapytałam zdezorientowana. O co mu znowu chodziło?
- Dlaczego jest już po tobie?- zmarszczyłam brwi.
- Czy ja powiedziałam to na głos?- Sabidim skinął głową lekko rozbawiony.
Muszę coś z tym zrobić, pomyślałam zaciskając mocno wargi, nie chcąc, aby coś się poza nie wydostało. Spojrzałam w stronę chłopaka. Wciąż siedział na ziemi. Przeniosłam wzrok na jego twarz i zobaczyłam, że przyglądał mi się z wyczekiwaniem wypisanym na twarzy. Westchnęłam.
- Pamiętasz, jak opowiadałam ci, w jaki sposób uciekłam od Romana?- skinął głową- A więc to Rafael był tym, który mnie próbował złapać, jednak udało mi się jemu uciec...- widząc zdziwienie na jego twarzy kontynuowałam.
- Ale mnie znalazł. I później pozwolił odejść żeby znowu mnie znaleźć- zmarszczyłam brwi.
-Krył mnie przed twoim… bratem. Udało mi się nawet dwa razy uciec od niego, ale za każdym razem mnie znajdywał, ostatnio znowu pozwolił odejść, jednak kazał komuś mnie niańczyć, więc znowu uciekłam- uśmiechnęłam się niewesoło widząc, jak zdziwienie zmienia się w szok na twarzy Sabidima.
- Ale jak to możliwe?- zapytał głucho, ale ja już go nie słuchałam.
Napędzana strachem szybko wzniosłam się w górę i poleciałam szybkim tempem w stronę, z której moim zdaniem przyleciałam. W połowie drogi moje skrzydła się poddały. Nie mogłam ich już używać, ponieważ zmęczone nie chciały mnie dłużej utrzymać w powietrzu, więc zaczęłam spadać.
Ogólnie uwielbiałam spadać, ale tylko wtedy, gdy jestem obwiązana różnymi zabezpieczeniami przed rozpłaszczeniem się na ziemi lub, jak się niedawno zorientowałam, skrzydła gotowe do wzniesienia mnie w razie niebezpieczeństwa. Ale tym razem nie miałam niczego. Ani zabezpieczeń, ani skrzydeł, gdyż tamtymi nie dało się nawet poruszać, mięśnie drżały straszliwie wywołując ostry ból, który sprawił, że oczy mi się zaszkliły, lecz szybko wysychały od pędzącego powietrza. Niebezpiecznie zbliżałam się do drzew… Właśnie! Drzewa! Wyciągnęłam dłonie przed siebie i próbowałam się złapać gałęzi. Obijałam się o wszystko, gałęzie raniły moje wciąż próbujące złapać coś ręce, nogi, twarz.
W końcu, złapałam się czegoś, dwa metry przed ziemią. Obolała zeskoczyłam lądując na nogach. Spojrzałam na siebie. Dłonie były opuchnięte i zakrwawione, gdzie niegdzie mogłam też dostrzec zielony kolor, a ubranie… No cóż. Tego, co z  niego zostało nie można było nazwać już ubraniem. Było poplamione moją krwią i zielenią, małe gałązki wystawały z postrzępionego materiału. Dotknęłam niespokojnie włosów i jęknęłam. I jak ja teraz to wszystko wyjmę? Pomyślałam, po czym schowałam skrzydła. W obecnym stanie nie były mi potrzebne.
Wchodząc strasznie bolały, jakby rozdzierano mi skórę zardzewiałym nożem. Przerażona sprawdziłam na swoje plecy, ale nie widziałam tam nic, poza licznymi dziurami i dwoma otworami. Zdziwiona zdjęłam koszulę i się jej przyjrzałam z bliska. Tam, gdzie powinny być moje łopatki były dwie wypalone dziury, które były również trochę zakrwawione. Z żołądkiem podchodzącym do gardła włożyłam powrotem koszulę. Nie powinno tak być, a jeśli coś się stało? A jeśli nie będę już mogła latać? Nie mogłam na to pozwolić, już zaczęło mi się podobać uczucie szybowania w powietrzu, a skrzydła też nie były złe. Westchnęłam przełykając strach i odsuwając inne myśli na bok, starając się skupić.
Jeśli zaraz się stąd nie zniknę, to mnie złapią. Szybko zaczęłam biec przed siebie. Niedługo potem wyłapałam jakieś zwierzę, które miało pecha odchodząc tak daleko od swojego stada.
Była to dzika krowa, którą po wszystkim położyłam delikatnie na liściach i igłach, po czym wyruszyłam w dalszą drogę. Nie mogłam odlecieć z wyspy. Nie na skrzydłach, a z tego co widziałam to nie było tutaj niczego innego, czym mogłabym powrócić. Pozostało jedynie dobrze się schować. Od razu zaczęłam rozglądać się za jakimś porządnym miejscem.
Jednak niczego nie widziałam. Szłam szukając i równocześnie nasłuchując, czy ktoś się nie zbliża. Można powiedzieć, że bardziej byłam zajęta tym drugim niż pierwszym, gdyż prawie przeoczyłam niewielką dziurę w ziemi, która była przesłonięta paprociami. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, czy nie sprawdzić, co jest w środku. Zaciekawiło mnie to, więc niewiele myśląc, podeszłam i zajrzałam.
Zmarszczyłam brwi. Jedyne, co widziałam to czerń. Zastanawiałam się, co jest z tą dziurą. Włożyłam rękę aby sprawdzić głębokość. Nic nie wyczułam.  Pomachałam nią w boki. Skaliste ściany.
Hmm… Wejść, czy nie wejść. Zastanawiałam się nad tym dosyć długo. Może to będzie doskonała kryjówka? A może jednak tam jest niebezpiecznie? I przede wszystkim... jak głęboka jest ta dziura i dokąd prowadzi? Miałam sporo wątpliwości, jednak perspektywa spotkania Rafaela była gorsza od nieznanego Byłam gotowa zaryzykować. Przerzuciłam więc swoje nogi i zaczęłam opuszczać powoli całe ciało. Ściany były w mniej więcej odległości metra od siebie, więc mogłam się zaprzeć i powoli zsuwać w dół. Po jakimś czasie poczułam, że moje stopy nie czują pod sobą już żadnej skały, tylko powietrze. Spojrzałam w dół i zobaczyłam ziemię, tylko że była jakieś dwadzieścia metrów niżej. Cholera, pomyślałam zagryzając wargę i zastanawiając się, co dalej. Nie miałam liny, a skrzydła też by nie pomogły, nawet gdyby było z nimi wszystko w porządku. Nie chciałam się znów wspinać, nie sprawdzając wcześniej miejsca. Nie po to zdzierałam sobie specjalnie skórę na kolanach, pomyślałam powoli spuszczając się w dół. Zaczęłam spadać. Próbowałam spaść na nogi, lekko uginając przy tym kolana.
Skończyło się to tak, że upadek boleśnie rozszedł się po wszystkich moich kościach, aż straciłam równowagę i upadłam. Gdy się pozbierałam, postanowiłam rozejrzeć się po jaskini. W przeciwieństwie do innych, ta nie posiadała żadnych stalaktytów. Była niemalże gładka i w kształcie półkola, wypełniona przeróżnymi obrazkami przedstawiającymi… Anioły.
Anioły, które miały białe i czarne skrzydła Piękne malowidła, chociaż nie było zbyt wiele szczegółów. Rozprowadzone były po wszystkich ścianach, a oprócz tego były też jakiś tekst, którego znaczenia nie znałam. Grota ta również była owleczona, na pierwszy rzut oka,  siatką pęknięć. Jednak przyglądając się stwierdziłam, że to nie były pęknięcia, tylko żyłki błękitnego metalu. Od razu przypomniał mi się sztylet Szkarłatnego. Musiał być zrobiony z tego oto materiału. Podeszłam bliżej, pierw dotykając obrazka, w którym białoskrzydła istota podaje coś, co wyglądało jak dłoń drugiemu, czarnoskrzydłemu, który trzyma swoje ręce skrzyżowane na klatce piersiowej, po czym  delikatnie dotknęłam jednej z żyłki, która zaświeciła się dziwnym blaskiem, takim samym jak ostrze broni Sabidima, gdy je dotknęłam. Każda żyłka zaczynała się budzić do życia, prowadząc do dziwnego tekstu. On również się zaświecił, później zgasł, po czym znowu się zaświecił, ale mocniej. Nagle światło rozeszło się po całej sali oślepiając mnie. Powietrze wokół mnie wypełniło ciepło, zamykające się wokół mnie, niczym kokon. Chwilę rozkoszowałam się tym uczuciem i otworzyłam oczy. Żyłki dziwnej stali przestały się już świecić, tylko tekst był lekko rozjaśniony, ale to mi nie przeszkadzało. Rozejrzałam się ponownie po sali szukając jakiegoś korytarza, albo coś w  tym stylu. Jednak nic takiego nie znalazłam.  Spojrzałam w górę. Dziura znajdowała się z dwadzieścia metrów nad ziemią. W moim obecnym stanie nie było sposobu, aby tam się dostać. Westchnęłam.  Czułam się jak w pułapce. Nie mogłam wyjść z pomieszczenia, mimo że bardzo tego chciałam, a zmęczenie brało nade mną górę. W dodatku gdzieś niedaleko czai się na mnie Rafael. Zamknęłam oczy zrezygnowana. Naprawdę nie chciałam go spotykać. Było w nim coś nieludzkiego, co mnie przerażało. Przede wszystkim to była pewnie wina jego oczu. Sposób, w jaki patrzył na coś. Przypominał mi się od razu lew, którego widziałam jako mała dziewczynka w zoo. Doskonale pamiętam ten chłód oraz leniwe oczekiwanie na coś, chociaż nie wiedziałam na co. I kolor. Bo przecież jaki normalny człowiek ma rażąco zielone oczy? No kto? Tego nie wiedziałam. A poza tym, Rafael nie jest człowiekiem, jest Aniołem Ciemności.





Stwierdziłam, że rozdziały będą się pojawiały mniej więcej co tydzień, chociaż z góry mówię, że nie wiem czy następny pojawi się o czasie, ponieważ mam trzy egzaminy w tym tygodniu. :(
Zachęcam do wyrażenia swojej opinii na temat rozdziału.
Proszę również o głosowanie na bloga na Opowiadania i powieści fantasty. Umacniamy pozycję! ;)
(Można znaleźć też w linkach oraz pod liczbą wyświetleń po lewej stronie)

Pozdrawiam. :]

16 komentarzy:

  1. Rafael powraca!
    Jea ;)
    cudowny rozdzial!
    Może ten Rafael nie jest taki zły ;D
    Jak na anioła ciemności oczywiście ;p
    coraz bardziej lubie Sabidima ;p
    Czekam na kolejny ;*

    Pozdrawiam, Kaja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to znaczy jeszcze go nie ma. :)
      Można tak powiedzieć. Z pewnością jest lepszy od Romana. :P

      Usuń
  2. Super rozdział <3
    Uwielbiam Sabidima i Rafael też wydaje się na prawdę fajny ;D
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Heeji! Pięknie, pięknie, pięknie! Mniejsza z brakiem Marcusa - Kocham ten blog!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Marcus też się wkrótce pojawi, o to się nie trzeba martwić. :D
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Czekam na nn . Ciekawe kto ją uratuje tzn . Jak wydostanie się z dziury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź znajdzie się w nowym rozdziale :D

      Usuń
  5. Anonimowy17:43

    Jeejj ... w końcu się doczekałam następnego rozdziału ;) Ten Rafael lekko mnie przeraża ale rozdział świetny jak zwykle :D Czekam na nast :)

    Zapraszam do mnie ! :)

    http://thelastofthetears.blogspot.com/



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tam. To był tylko tydzień. :P Bo Rafael właśnie taki ma być, przerażający. Przecież ktoś musi być. :)

      Usuń
  6. Świetny rozdział!! ^^
    Czekam na dalsze części z wyczekiwaniem.

    OdpowiedzUsuń
  7. osz kurcze. miałam problemy z doczytaniem się ;/// ten tekst tak mi się zlewał, że miejscami miałam dość, ale doszłam do końca tego rozdziału i chyba pomęczę jeszcze swoje oczka czytając poprzednie xd wg ANIOŁ CIEMNOŚCI?!?! mmm, me gusta, już to lubię, niee.... kocham!! ahahaha ; DD
    tak czy siak na pewno zajrzę tutaj częściej. : )

    OdpowiedzUsuń
  8. bardzo, ale to bardzo mi się podoba ;d nawet już mi się nie chce pisać swojego opowiadania, bo wolę czytać twoje :)

    p.s. niech ten rafael już przyleci ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, pisz swoje, ponieważ pisanie to sama przyjemność. :) Na czytanie też się znajdzie trochę czasu. ;)

      Usuń
  9. Anonimowy21:20

    Coś pięknego. Twój styl pisania bardzo mi się podoba. Jest coraz lepiej. I z niecierpliwością czekam na wizytę Rafaela ;)

    OdpowiedzUsuń