2 lutego 2013

XV


Jedna moja ręka trafiła do ust, próbując powstrzymać krzyk, który się na nie cisnął, a drugą trzymałam się za brzuch, chcąc w ten sposób powstrzymać nudności nasuwające się coraz bliżej, i w końcu nie wytrzymałam, szybko idąc w bok zwróciłam to, co miałam obecnie w żołądku. Również nie było to miłym widokiem, w dodatku wylądowało na kupkę małych, brązowych kostek, najpewniej należących do dziecka.
Przerażona uciekłam w głąb lasu, gdzie natykałam się na kolejne kości, które wraz z przebywaną drogą znikały mi z oczu. Wiedziałam już, że więcej nie przyjdę w to miejsce. Bynajmniej nie w tą część wyspy. Biegłam, ile miałam sił w nogach, łzy zasłaniały widok, ale i tak, jakimś cudem nie weszłam w żadne drzewo.
Zbliżałam się do morza. Wiedziałam to, ponieważ słyszałam szum fal.  Wybiegłam prosto na plażę, gdzie się zatrzymałam. Stwierdziłam, że nie ma większego sensu biegać po wyspie w ataku histerii. Ból, istny ból rozprzestrzeniał się po mojej klatce piersiowej, aż w końcu nie mogłam zrobić nic innego, niż uwolnić go poprzez krzyk. Dominowała w nim rozpacz i strach, kopałam bezsilnie piach leżący pod moimi nogami, wściekła, sama nie wiem, na co.
Moje myśli były jedną, wielką plątaniną, aczkolwiek jedno zdanie przychodziło mi do głowy na okrągło: jak mogli, jak?
W końcu, gdy się trochę uspokoiłam, gdy mój głos przestał już drżeć, ogarnęłam się nieco i postanowiłam wrócić do jaskini, w której się obudziłam. Ale gdzie ona była?
Nie wiedziałam. Zawsze działałam na zasadzie, że jeśli się zgubię, to muszę wrócić tą samą drogą, którą przyszłam. Aczkolwiek nie zamierzałam wracać w to przeraźliwe miejsce. Chciałam znaleźć jaskinię i udać się na drugą stronę wyspy. Nie chciałabym natknąć się przypadkiem na szczątki… człowieka.
Postanowiłam iść plażą i wyglądać na horyzoncie czarnego punkciku. Oznaczałoby to, że mogę wejść do lasu. W trakcie spaceru wiele rozmyślałam. Początkowo o tym, co zobaczyłam. Bez wpadania w jakąkolwiek histerię. Jak mogłam wpaść w histerię?!
Przecież zawsze, gdy działo się coś złego, jak na przykład wtedy, gdy Matt miał złamanie otwarte, ja, jako jedyna zachowywałam się odpowiedzialnie. Ale to do cholery nie były kilkuset-letnie kości leżące przy ruinach domu. Przypominając sobie tą scenę zorientowałam się, czym były poczerniałe patyki. Zadrżałam. Nie mogłam o tym myśleć, bo bym się załamała.
Wzięłam oczyszczający oddech i zwróciłam uwagę na otoczenie. Po lewej stronie znajdował się las, z masą zwierząt. Niby jest pusty, a jednak wręcz tętni życiem, nawet w nocy. Szłam po przyjemnie chłodnym srebrnym piasku, buty zdjęłam gdzieś po drodze. Po prawej stronie znajdowało się morze, którego zapach unosił się w powietrzu napełniając moje płuca świeżą bryzą, a szum fal w jakiś sposób uspokajał mnie.
Dziś, w przeciwieństwie do poprzedniej nocy, niebo było bezchmurne, przyświecając księżycem oraz gwiazdami.
Gdy moim oczom ukazała się czarna kropka, z niechęcią założyłam buty i powróciłam do lasu. Znalezienie jaskini, ze względu na to, że była nieźle ukryta, było dość trudnym zadaniem, więc gdy wreszcie doszłam do wejścia, to już świtało. Nie pozostało mi nic innego, niż przespanie dnia w trochę wilgotnym i chłodnym wnętrzu niewielkiej skały.
*
Następnego wieczora, gdy się obudziłam, zabrałam wszystkie swoje manatki, których nie było wiele. Trochę ciuchów, kieszonkowy sprężynowiec oraz portfel, a wszystko w średniej wielkości plecaku.
Wyszłam na plażę i wysunęłam skrzydła, które rozpostarły się do ich naturalnej długości, niemal przewracając mnie, gdy zawiał wiatr. Wręcz rozkoszowałam się nowym uczuciem powietrza przebiegającego między piórami, strosząc je i dając uczucie niewielkiego łaskotania w częściach, ciała, w których nie czułam prawie niczego innego prócz bólu. Było to bardzo przyjemne uczucie, ale musiałam się trochę ogarnąć i poszukać jakiegoś schronienia w drugiej części wyspy.
Szybkim, ale niezbyt zgrabnym ruchem wzniosłam się w górę. Wiatr prawie od razu zaciągnął mnie w stronę lasu. Szybko jednak wyleciałam stamtąd na plażę, mimo, że tam bardziej musiałam się starać. Nie miałam zamiaru znów spotkać jakichś ruin po drodze. Więc siłą trzymałam się niewielkiego paska piachu. Ale szybko zdałam sobie sprawę z błędu, jaki właśnie popełniałam. Skąd będę wiedziała, że to jest właśnie druga połowa wyspy? Z niechęcią, pozwoliłam kolejnemu podmuchowi wiatru zaciągnąć mnie w stronę lasu. Starałam się nie oglądać tego, co było pode mną, ale co jakiś czas ciekawość zwyciężała. Wtedy spoglądałam z zaciśniętym gardłem, ale na szczęście widziałam tylko zieleń. W końcu, gdy byłam pewna, że zostawiłam „martwe” miasteczko za sobą, zaczęłam się rozglądać. Widziałam kilka szybko płynących strumieni, zapewne słodkowodnych, a w oddali majaczyły góry.
Hmm… Ciekawe miejsce na zatrzymanie się. W górach prawie nikt nie mieszkał, bynajmniej nie w tamtych czasach, ale mogły być jakieś wyjątki.
Siły powoli zaczęły mi się kończyć, skrzydła drżały, ale zmusiłam się do kontynuowania lotu, mimo wszystko. Na myśl przyszło mi, że zachowuję się jak masochistka. Parsknęłam śmiechem. Musiałam w końcu w jakiś sposób rozwinąć mięśnie, a w jaki inny sposób bym to zrobiła, gdybym nie mogła za każdym razem coraz dłużej starać się utrzymać w powietrzu? Przynajmniej dla mnie to miało jakiś sens. Kto wie? Może następnym razem, jak będę wracała do miasta, to zrobię to ledwo to odczuwając? Wzruszyłam ramionami. Czułam, jakby moje plecy, w tym skrzydła i ramiona były z galarety. Sama się dziwiłam, że w jakiś sposób jeszcze wykonują swoją robotę.
Wylądowałam u stóp jednej z gór, po czym zaczęłam się wspinać. Moich nowych, czarnych części ciała nie chowałam z powrotem, chciałam zobaczyć, jakie to uczucie nosić je i nie chować. Z resztą, nie było tu nikogo, kto mógł zobaczyć, iż nie jestem do końca człowiekiem.
Cały czas sprawdzałam, czy aby na pewno nikt się nie kręci wokół mnie. Ale prócz tego, że słyszałam małe zwierzęta krzątające się wokół, nie słyszałam niczego niepokojącego.
Wspinałam się coraz wyżej, raz natrafiłam na strumyk, który szybko płynął w dół, gdzie zatrzymałam się na chwilę i odpoczęłam. Ale nie na długo. Ciągle starałam się dotrzeć do względnie niewidocznego, bezpiecznego miejsca, gdzie będę mogła spać. Ale ciągle nic. Starałam się coś znaleźć i wyglądało na to, że najwyraźniej tej nocy nie znajdę żadnego takiego miejsca. Nastał świt, niebo się powoli rozjaśniało, czerń ustępowała innym kolorom, pierw szaremu, czerwonemu, zmieniającemu się szybko na róż, który z kolei ustępował pomarańczowemu i w końcu ukazując płonącą kulę światła, która oślepiała, wyciągając z moich, już i tak udręczonych oczu łzy, które zamazywały obraz. Raz nawet wpadłam na drzewo, które wyzywałam, jakby zrobiło coś faktycznie złego, prócz stania w miejscu. Ryk ptaków i innych zwierząt ogłuszał. W końcu znów nie wytrzymałam i zrobiłam postój.
Odnalazłam drzewo z gęstą koroną liści, która dawała trochę cienia. Żałowałam, że nie wzięłam okularów, chociaż… Powinnam je gdzieś mieć.
Z wielkim entuzjazmem zdjęłam plecak z ramion i zaczęłam szybko przeszukiwać wszystkie kieszenie. Znalazłam je, ale były połamane. Pewnie musiały się zniszczyć, kiedy dotarłam na wyspę, wtedy nie obchodziłam się z plecakiem zbyt ostrożnie, pomyślałam smutna.
No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak krótka drzemka.
Obudził mnie szelest krzaków. Nienaturalny, w każdym razie nie był spowodowany poprzez wiatr. Szybko otworzyłam oczy i zorientowałam się, że jest już późny wieczór. Słońce najwyraźniej schowało się za górą, pomyślałam, ale szybko skoncentrowałam się na miejscu, w którym siedziałam. Niedaleko mnie były gęste krzaki, które się poruszały, jakby ktoś próbował się przez nie przedrzeć.
Dzięki adrenalinie pokonałam zmęczenie i zesztywniałe mięśnie, wstałam i w mgnieniu oka znalazłam się na jednej z gałęzi, gdzie liście zasłaniały większość mojego ciała.
Z krzaków wyszedł człowiek, który byłby nim, gdyby nie znajoma już zasysająca-światło czerń.
Anioł Ciemności, pomyślałam. Miał kasztanowe włosy, trochę za dłucie, ale widać było, że stylowo obcięte, opadające pasmami na oczy, ostre rysy twarzy, pokazujące zaciętość i przebiegłość.
Chodził, jak typowy drapieżnik, cicho i rozważnie stawiając stopy odziane w skórzane buty zrobione na kauczukowych podeszwach. Miał na sobie grube, skórzane spodnie oraz podkoszulek, wszystko ściśle przylegające, niczym druga skóra, aby nie wydać żadnego niepożądanego dźwięku.
A co było najdziwniejsze, wszystkie ciuchy nosiły ten sam kolor. Szkarłat. Już wiedziałam, że pode mną błądzi jeden z „krwawych” braci, który jest w dodatku aniołem ciemności. I jeżeli legenda jest prawdziwa, to ma już na karku parę setek lat. Nie dobrze. Bardzo nie dobrze.
Myśliwy podszedł do drzewa, pod którym spałam i… Obwąchał je?
Najwyraźniej na kogoś poluje. Na mnie. W tej chwili myśliwy zaczął podnosić głowę, podczas gdy ja zrzuciłam się prosto na jego głowę, próbując za wszelką cenę go pokonać. W końcu stawka była dość wysoka. Moja wolność. I nie spieszyło mi się, aby ją stracić.
Trochę krótkie, wiem, ale jakoś się tak złożyło. :)
Za niedługo jednak powinien być następny rozdział, już mam pomysł, co w nim napiszę.
Jak zwykle zachęcam do komentowania.
Chcę też dodać, że jestem bardzo zadowolona z tego, że tak dużo osób czyta opowiadanie. :D
Pozdrawiam wszystkich, Reia.

13 komentarzy:

  1. Pierwsza! :D
    Swietny rozdzial! :p
    Te kosci...brrr o.o
    ciekawa jestem kim jest ten chlopak na ktorego sie rzucila Gin :)Jejku nie moge doczekac sie juz nastepnegoo :)
    cudownie piszesz :) jak zawodowa pisarka :*
    z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy i zycze ie weny :*

    pozdrawiam Kaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kim jest chłopak, tego dowiesz się w następnym rozdziale. :)
      Dziękuję, przyda się.
      Pozdrawiam, pozdrawiam

      Usuń
  2. Owww... Nie ma Marcusa D:< Zaraz cie spopielę! Albo raczej utopię! Wyobraziłam sobie te kości co Gin widziała i żołądek podszedł mi do gardła :C To dobrze o tobie świadczy C: Wiedziałam, że jeden z Blood Brothersów (nawiasem mówiąc - cóż za genialna nazwa!) się pojawi! I nie zawiodłam się! Widziałam takie błędy składniowe... Najbardziej jedno powtórzenie: Coś z tym, że "Słyszała małe zwierzęta a oprócz tego nie słyszała nic" czy coś... Raczej "Oprócz małych zwierząt nic nie słyszała" czy cóś...
    Pozdrawiam
    Krakken :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sensie, że nie słyszała nic, co mogło ją zaniepokoić. Nie wiedziałam, w jaki sposób to ująć. :D Wiem, ostatnio mam jazdę na ten kawałek, a pisząc rozdział nazwa świetnie pasowała do legendy, więc czemu nie? ;)
      Marcusa przez jakiś czas nie będzie. W końcu Gin specjalnie mu uciekła. ;D
      Też pozdrawiam :]

      Usuń
  3. rozdział ciekawy :)
    czekam na kolejny :)
    i wcale nie napisałaś tak krótko :)

    siiteemodels.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak moim zdaniem zdecydowanie za krótko. Za każdym razem staram się napisać mniej więcej tyle samo, a temu rozdziałowi brakowało jeszcze trochę. :)
      Dziękuję, pozdrawiam.

      Usuń
  4. Moim zdaniem jest bardzo długi, może pisz trochę krótsze, czytelnicy będą chętniej oczekiwali na następne, a tak to mają dużo wiadomości naraz ;] Ale to tylko moje zdanie. Ale co tam, ważna jest treść, mi się bardzo podobało ;-)

    http://przyjazn-milosc-zaufanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdziezby:) jeśli bedą krótsze to znów znajdziesz czytelników narzekajacych na zbyt mała długość:)
    Jak widać zajrzalam. Trochę mi zajęło co prawda nadrobienie zaległości, bo na twoim blogu już nazbieral się spory kawał opowiadania. Pomysł mi się podoba, choć czasem zauważam drobne błędy. Chociażby błędnie uzyte słowo "bynajmniej", ktore jest zaprzeczeniem a nie synonimem słowa "przynajmniej". I czasem trochę za dużo słów młodzieżowych, których nie powinno się nadużywać w druku jak ogarnełam się.
    Mam nadzieje, ze to nie zostanie przez ciebie odczytane jako zniechecenie - pisz dalej, rozwijają historię, naturalnie. To taka pozytywna krytyka:)

    Nawiasem, pozwolę sobie zaprosić twoich innych czytelników na mojego bloga
    malcadicta-fantasy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy18:42

    Jej super piszesz :)) Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału !! Czekam na next xD :))

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny wpis! już z tydzień nie zaglądałam na inne blogi poza swoim.. mam straszna nawałnicę w szkole... od poniedziałku już mam ferie więc się poprawie ;D
    będę wchodzić na twojego nowo poznanego bloga... jest świetny
    najbardizej to przycięga w nim kolorystyka :) xppp



    a jeśli chcesz wygrać moja ulubioną książke to wystarczy dodac komentarz na moim blogu. Wpadnij a wszystkiego się dowiesz- DEMORDIE.blogspot.com

    Pozdrawiam Cię

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny rozdział. Ja to bym chyba umarła ze strachu gdybym zobaczyła te szczątki ludzi... ciekawe kim jest ten anioł ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba też. Albo dostałabym ataku paniki, albo zemdlałabym. Na pewno coś z tych trzech. :)

      Usuń
  9. Anonimowy16:56

    Nie powiem, Gin jest silną dziewczyną. Ma odwagę, której mi pewnie na jej miejscu by zabrakło ;)

    OdpowiedzUsuń