27 listopada 2012

V

Wiele korytarzy później weszliśmy na schody prowadzące w górę. Ucieszyło mnie to, ponieważ chciałam już wyjść z tego labiryntu. Gdyby nie Romano, to z pewnością kluczyłabym gdzieś z dala od wyjścia. U szczytu schodów zauważyłam dziwny cień niepasujący do reszty. Spięłam się i stanęłam w gotowości, nie spuszczając cienia z oczu. Romano, czując, że nie idę z nim, zatrzymał się i najpierw spojrzał na mnie, a później jego oczy skierowały się w stronę, w którą się tak uporczywie wpatrywałam.
- Rafaelu, wyjdź z cienia - usłyszałam, jak powiedział. Sylwetka poruszyła się trochę, aż w końcu ukazały się pierw skrzydła koloru najciemniejszej czerni zasysającej inne barwy, aby później odsłonić swego właściciela. Wow. To najpiękniejszy chłopak, jakiego w życiu widziałam. Włosy miał w kolorze piór pokrywających skrzydła, schludne związane w kucyka, wysokie kości policzkowe i śliczne, choć trochę nierealnie zielone oczy, które zdawały się więzić zielony ogień w sobie, teraz spoglądające na mnie z ciekawością. Chwilę potem spojrzał na Romano i powiedział obojętnie:
- Chciałeś czegoś?
- Nasza przyjaciółka zdawała się nieco spięta, gdy cię zobaczyła - odpowiedział, po czym skierował swój wzrok w moją stronę - Genevieve, zadziwiasz mnie. A teraz chodź, ponieważ noc ucieka.
- Nie jestem twoją przyjaciółką, Romano. - Nadal spięta spojrzałam na Rafaela ciągle stojącego w tym samym miejscu i spoglądającego na mnie leniwie. Niedobrze, pomyślałam. Bardzo niedobrze. To był wzrok, jaki lew kieruje na swoją ofiarę. Nie podobało mi się to. Rafael wydawał się milion razy groźniejszy niż Romano. Zmrużyłam oczy i zaczęłam powoli iść, nie odwracając się od zielonookiego chłopaka. Szłam za echem kroków rozbrzmiewających gdzieś za mną. Dopiero gdy skręciłam w jakiś inny korytarz, tracąc go ze wzroku, pozwoliłam sobie odwrócić się i iść normalnie wciąż w stanie pełnej gotowości. Na dworze odetchnęłam z ulgą, oglądając bezchmurne niebo, na którym odznaczały się jasne gwiazdy i srebrny sierp. Przypomniałam sobie o swoim planie ucieczki, rozejrzałam się za kimś, ale widziałam jedynie Romano. Czy on myśli, że nie zdołam uciec? Żachnęłam się w myślach. Mężczyźni są istotami, których nigdy nie zrozumiem, pomyślałam.
- To co, Genevieve? Zamierzasz latać, czy stać jak słup soli i patrzyć w niebo?
Powoli wyprostowałam skrzydła, rozciągając mięśnie. Po chwili ustawiłam się w odpowiedniej pozycji i wystartowałam niczym błyskawica w górę. W powietrzu zauważyłam światła jakiegoś miasta, po czym szybko skierowałam się w tamten kierunek. Wzleciałam jeszcze wyżej, tak, aby inni nie mogli mnie dostrzec, nie zwalniając. Za sobą usłyszałam dziki ryk, zapewne pochodzący od Romano. Wiedziałam, że nie zdoła mnie dogonić. Przepełniło mnie uczucie radości, póki nie usłyszałam gdzieś w oddali, że ktoś się zbliża. I to bardzo szybko. Spróbowałam zwiększyć swoją prędkość, ale to już było ponad moje siły. Zanurkowałam w dół, próbując zmylić kogoś lecącego za mną, lecz nie zdołałam. Tuż po wyrównaniu lotu poczułam czyjeś ręce przyciskające mnie do siebie stalowym uściskiem, niszcząc ostatnie nadzieje na jakąkolwiek ucieczkę.
- Wiedziałem, że zechcesz uciec, Genevieve - powiedział ten ktoś, jego głos był znajomy. Rafael. To był głos Rafaela.
- Cholera. Myślałam, że zostałeś w budynku - odparłam gniewnie.
- Teraz trzeba cię dostarczyć do Romano - szepnął mi do ucha, zwiększając nacisk, gdy warknęłam.
- Puść mnie - zażądałam.
- Żebyś się zabiła? - zapytał. - Nie, dzięki.
Postanowiłam go trochę rozproszyć.
- W jaki sposób zdołałeś mnie tak szybko dogonić, skoro Romano nie dał rady?
- Nie twoja sprawa, Genevieve - powiedział bardzo cicho, tak, że musiałam nieźle nastawić uszy, aby cokolwiek usłyszeć.
- To nie ma sensu, ty jesteś potężniejszy od niego, a wyglądasz tak, jakbyś mu służył. - Gdy tylko skończyłam mówić, Rafael poluźnił uścisk zdezorientowany, a ja wykorzystałam sytuację i kopnęłam go z całej siły w piszczel, równocześnie odpychając się. Zaczęłam spadać, lecz skrzydła mimowolnie złapały równowagę. Szybko poleciałam w górę i naprzód. W ten lot wkładałam wszystkie swoje siły, ponieważ od tego zależała moja wolność. Szybciej, szybciej! Za sobą ciągle słyszałam łopot jego skrzydeł. Znów się zbliżał! Strach dodał mi sił, leciałam szybciej, niż można to sobie wyobrazić. Gdy byłam pewna, że nie spotkam już Rafaela lub Romana, zatrzymałam się zmęczona i rozejrzałam. Byłam na jakimś pustkowiu. W pobliżu nie zauważyłam żadnego miasta lub nawet domu. Tylko las. Cholera, zgubiłam się.

2 komentarze:

  1. O matko zakochałam się w tym opowiadaniu. Rafael wydaje się taki męski i zdecydowany, po prostu zabrakło mi słów żeby go opisać. Spodobał się wątek ucieczki i to, że właśnie Rafael złapał dziewczynę ;) Coś mi się zdaje, że to będzie mój ulubiony bohater opowiadania ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy12:46

    Świetny rozdział, dokładnie jak pozostałe ;) Nie wiem czemu ale bardzo zaciekawiła mnie postać Rafaela ;)

    http://nathalie-rose.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń