23 grudnia 2012

XI





Początkowo Marcus uczył mnie, jak szybko wystartować z ziemi. Było to strasznie trudne, ponieważ trzeba się wzbić w powietrze za pomocą skoku, co nie wszystkie anioły potrafią zrobić płynnie i szybko, nawet po latach nauki, a ja musiałam to umieć na wczoraj…
Skończyło się na tym, że wściekła zaczęłam wyzywać mojego „nauczyciela” od najgorszych, podczas gdy on tylko śmiał się ze mnie każąc zwiększyć tempo.
W końcu, po wiekach treningu Marcus oznajmił, że na dzisiaj koniec.
-Teraz czas popracować nad kontrolą.
Jęknęłam ogłaszając protest.
-Co? Nie, dzięki. Już i tak przez jakiś tydzień nie dam rady wstać z tego miejsca.-powiedziałam leżąc na plecach i odpoczywając. Spojrzał na mnie z góry i powiedział.
- To dobrze, że jesteś zmęczona, ponieważ im więcej energii zużywasz, tym więcej pragnienia odczuwasz.
- A co, jeśli teraz wcale nie czuję żadnego pragnienia?- zapytałam z nadzieją, że da mi w końcu spokój.
-Nie licz na to Gin. Widzę już skutki głodu.- zmarszczyłam brwi.
- W sensie jakie?
-Twoje mięśnie zaczynają drżeć, oczy stają się bardziej dzikie i rozbiegane. – skrzywiłam się.
-Serio? A teraz pozwól mi spać Marcus, jestem zmęczona.- mówiąc to odwróciłam się plecami do niego dając znać, że mówiłam serio. Po chwili usłyszałam, że odchodzi, i już zasypiałam, gdy poczułam, że spada na mnie lodowata woda. Krzyknęłam.
-Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! To jest zimne!
Nade mną stał Rafael z pustym teraz wiadrem, a jego twarz jak zwykle niczego nie wyrażała.
-Nie rób tego więcej- warknęłam, po czym szybko wstałam i wciąż ociekając wodą zaczęłam iść w stronę chaty. Wiedziałam, że szedł za mną, mimo że nie słyszałam jak stawia kroki.
Wchodząc do mojego obecnego domu zauważyłam, że Marcus siedzi rozwalony na tym samym krześle, co wcześniej. Nagle pojawiłam się obok niego i brutalnie zrzuciłam jego nogi ze stołu.
-Wynocha.- powiedziałam tylko, po czym złapałam go za koszulę i sama wywlekłam z mojej chaty. Rafael na szczęście pozostał w pewnej odległości między drzewami. Spojrzałam na niego tylko wściekła i zatrzasnęłam drzwi.
-Kiedyś się odegram- mruknęłam tylko zmieniając przemoczone ciuchy. Gdy byłam już w miarę sucha, wyszłam i nie patrząc na nikogo poszłam w stronę bardziej zalesionego obszaru, gdzie musiałam przepychać się między drzewami.
-Zrobiło się tutaj zbyt tłoczno- mruczałam w dalszym ciągu pod nosem.- Miałam mieć tutaj spokój, a tu zostaję oblana wodą. I to zimną.- dodałam warcząc. Słyszałam, że ktoś za mną idzie, ale nie zwracałam na to uwagi. Chociaż, wolałabym żeby to nie był Rafael. Do niego nie można się odwracać plecami. Z nerwów zaczęłam strzelać kostkami palców.
I co by tu zrobić? Przecież nie pójdę spać, gdy po moim terenie łazi niebezpieczny anioł ciemności, do którego boję się chociażby odwrócić plecami. Marcusa mogłabym jeszcze jakoś znieść, pod warunkiem, że by mnie nie denerwował i nie budził.
Nagle usłyszałam bijące serce. Duże, zdrowe. Pompujące krew, którą brzydziłam się, ale również i nie mogłam przeżyć bez niej. Znieruchomiałam nasłuchując. Głód w jednej chwili zaczął palić mnie od środka, chcąc zwalić z nóg. W ostatniej chwili złapałam się drzewa, jak tonący chwyta brzytwę. Zaczęłam ciężko oddychać. Bardziej poczułam, niż usłyszałam ruch za mną. Ktoś zbliżał się do mnie. Nagle poczułam, że jestem w niebezpieczeństwie. Warknęłam coś i zaczęłam uciekać. Zorientowałam się, że biegnę w stronę bijącego serca. Nie. W jednej chwili przestałam biec i spojrzałam w prawo, gdzie spodziewałam się pojawienia Rafaela.
-Nie idź za mną.- powiedziałam zła, po czym pobiegłam w przeciwną stronę. Oddalając się od zwierzęcego serca i Rafaela poczułam się nieco lepiej. W końcu, zdyszana zatrzymałam się i rozejrzałam. Drzewa. Wszędzie. Widok był tak różny od tego, do którego przywykłam, że aż sama się dziwiłam. Jeszcze nigdy nie byłam tak daleko od jakiegokolwiek miasta lub sklepów. Westchnęłam. Tamto życie się już skończyło. Już nie ma tamtej dziewczyny, która sądziła, że zabawa jest najważniejsza, która należała do grupy składającej się z najlepszych przyjaciół. Tamto odeszło wraz z człowieczeństwem i spaliło się jak dom, szybko i boleśnie pozostawiając po sobie tylko pustkę i żal.
Chwilę jeszcze postałam, ciesząc się odgłosami nocy, po czym niechętnie zaczęłam wracać do chaty.
Wychodząc na obszar, gdzie stał mój domek zobaczyłam Marcusa siedzącego pod drzewem, o które opierał się Rafael. Jak zawsze wyglądał niebezpiecznie. Włosy miał związane, tak jak zwykle, a jego oczy były skierowane prosto w moje. Bez słowa poszłam do chaty i zatrzasnęłam drzwi, po czym rzuciłam się na łóżko i zapadłam w lekki sen.

*

Obudziło mnie lekkie pukanie w drzwi. Szybko wstałam i otworzyłam.
-Już czas, żebyś się nauczyła kryć swoją obecność.
Tylko stałam bez ruchu patrząc się w zielone oczy Rafaela, po czym krótko skinęłam głową.
Nie było sensu się sprzeciwiać, skoro miało mi to pomóc w ucieczce od Romana.
Poszłam za nim zachowując niewielką odległość i obserwując każdy, nawet najmniejszy ruch bojąc się, że mógłby mnie zaatakować w każdej chwili. A wiedziałam, że z tym aniołem nie będę miała nawet najmniejszych szans.
Rafael stanął i zwrócił się w moją stronę mówiąc
-Musisz się skupić, zamknij oczy Genevieve.
-Gin- poprawiłam automatycznie. Imieniem Genevieve zwracali się do mnie rodzice lub Charlotte, czego i tak nie lubiłam. On tylko podniósł brew i spojrzał na mnie kpiąco.
-Gin? Jak ten alkohol?- Wzruszyłam ramionami.
- Miałam do wyboru, Genevieve albo Gin, a skoro tego pierwszego nie lubię to pozostało mi wybrać drugie.
Przez chwilę patrzyłam się prosto w jego zielone oczy, po czym zamknęłam swoje.
-I co teraz?- czekałam aż się odezwie, i już zaczęłam się irytować, gdy kontynuował.
- Skup się na tym, co masz przed oczami, na czerni, w której nie potrafisz nic zobaczyć. Wyrzuć wszystko z głowy i nie myśl o niczym. Twój umysł musi pozostać czysty. Jak już to zrobisz, pomyśl o murze otaczającym cię, nie pozwalając zobaczyć nic innego poza nim. Pamiętaj, że mur musi być gruby. Na tyle, żeby nie pozwolić nikomu przedostać się przez niego.- instruował mnie cicho, ale w jego głosie zdawało mi się, że jest coś więcej. Coś, co sprawia, że ciarki przechodzą wzdłuż pleców.
Próbowałam się skupić, ale przychodziło mi to z trudem. Powoli, ale ze skutkiem wyrzuciłam wszystko ze swojego umysłu pozostawiając jedynie czerń, tylko czerń która wzywała mnie do siebie ciągnąc i zapraszając w swoje objęcia. Coraz dalej brnęłam w to czując się dziwnie lekko, a gdy już miałam iść dalej, ktoś zakłócił ciszę wyrywając mnie z tego błogiego stanu.
-Mur, Gin. Miałaś wytworzyć mur, który pozwoli ci się ukrywać przed innymi aniołami.- Przypomniał Rafael.
Postanowiłam zrobić to, co mówił i wyobraziłam sobie mur Chiński. Gdy byłam już pewna, że każdy kawałek muru otacza mnie ze wszystkich stron, to dałam odpocząć swojemu umysłowi i roześmiałam się ze swojego wyboru. Mur Chiński. Dobre. Szczęśliwa otworzyłam oczy i od razu zostałam porażona oślepiającym światłem. Syknęłam z bólu zamknęłam ponownie oczy, a później zaczęłam je powoli otwierać próbując przyzwyczaić się do światła słonecznego. Na niewiele się to zdało, więc złożyłam dłonie w daszek i dałam na górę próbując dać chociaż trochę cienia.
-Już dzień? Jak to możliwe? Przecież jak zaczynaliśmy, to było jeszcze co najmniej kilka godzin do świtu.- powiedziałam, a raczej stęknęłam do Rafaela, który obserwował mnie po cichu z ciekawością.
-Dochodzi właśnie do dziesiątej.- powiedział krótko, po czym wysunął skrzydła. Można powiedzieć, że w jednej chwili ich nie było, a w następnej były w pełni rozwinięte. To mi przypomniało o nocy, kiedy w ten sam sposób w jego dłoni pojawiła się lina. Byłam niemal pewna, że potrafi się poruszać równie szybko. Nie wydając żadnego dźwięku, nawet szelestu ubrania. Ciarki przeszły mi po plecach. Nie mogłam myśleć o tym, bo czułam, że zwariuję.
- Wracaj do chaty. Następnego wieczora Marcus odwiedzi cię, aby dalej dawać ci lekcje.- powiedział jeszcze, po czym szybko wystartował, jak błyskawica w górę lecąc w jakimś kierunku i tym sposobem nie dając mi czasu na kłótnię, którą pewnie bym zaczęła. Obserwowałam jeszcze chwilę, po czym zawróciłam się w stronę mojego domku.
W środku, trzęsąc się ze zmęczenia padłam niemal na podłogę, ale jakimś cudem dotarłam do łóżka i zadowolona rzuciłam się w objęcia Morfeusza.

*

Parę dni, a raczej nocy później, po wyczerpujących treningach Marcus stwierdził, że jestem gotowa na ucieczkę, gdyby zaszła taka potrzeba. Dowiedziałam się również co nieco o polowaniu. Wyjaśnił mi, w jaki sposób zostałam „stworzona”. Stało to się przez toksynę, którą wytwarzamy. Okazało się, że to co Romano mi wstrzyknął, to właśnie ta toksyna, a on tylko jej dopełnił gryząc mnie. Zadziałało jak trucizna, niszcząc wszystko co spotka na swojej drodze i zastępując nowym, silniejszym które sprawiają, że stajemy się długowieczni. Nie nieśmiertelni, tylko długowieczni, ponieważ nieśmiertelni nie mogą zostać zabici lub zniszczeni, a drudzy mogą, co nie znaczy, że jest to łatwe.
Rozmawiałam z Marcusem na wiele tematów, głównie po to, żeby zabić nudę. Pewnego poranka stwierdziłam, że go nawet lubię. Mamy podobne poglądy i upodobania do muzyki.
Coraz częściej myślałam o Emily, zastanawiając się co się u niej dzieje, martwiąc się. Nie chciałam o tym nikomu mówić, ponieważ mogłoby to ściągnąć na nią niepotrzebną uwagę. A poza tym, nie chciałam, żeby Rafael kręcił się wokół mojej przyjaciółki. Nie mogłam na to pozwolić.
Specjalnie obudziłam się późnego popołudnia i zakładając okulary szybko pobiegłam przez las, który znałam już niemalże jak własną kieszeń. Idąc wzdłuż drogi jakiś samochód zatrzymał się i wyszły z niego dwie starsze kobiety, które zaczęły mówić jedna przez drugą jakie to jest niebezpieczne chodzić po lesie gdy miasto jest daleko stąd. Zabrały mnie ze sobą i wysadziły w mieście, skąd poszłam przez skróty do domu Emily. Bałam się tego, co mogłam tam zobaczyć. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że i ten dom został zniszczony przez dziecinną wściekłość Romano.
Na szczęście nie zastałam ruin, tylko piękną rezydencję.
Otworzyła mi Mel, która rzuciła się na mnie pozbawiając przy tym powietrza.
-Gin! Jak dobrze że jesteś!
-Co? Czy coś się stało?- zapytałam od razu zaniepokojona.
- Ależ nie, nie! Po prostu strasznie się z panienką Emily martwiłyśmy o ciebie!- zaprzeczyła Melanie. Odetchnęłam z ulgą.
-To dobrze. Czy jest może…
-Oczywiście, gdzie są moje maniery! Wejdź proszę, chcesz może coś do jedzenia, picia?
-Nie, dziękuję. Jest w pokoju?
-Tak, ale nie chce teraz nikogo widzieć. Ostatnio chodzi jakaś smutna…- powiedziała zmartwiona.
Weszłam cicho do pokoju i zobaczyłam ją siedzącą na jej ulubionym miejscu, czyli na szerokim parapecie obłożonym poduszkami różnej wielkości.
-Emily.- gdy usłyszała mój głos odwróciła się gwałtownie w moją stronę.
-Gin! Co się stało? Dlaczego twój dom został spalony? Gdzie ty byłaś przez ten czas? I dlaczego zabroniłaś mi wychodzić wieczorami?- zasypywała mnie pytaniami. Starałam się odpowiadać prawdę, pomijając niektóre rzeczy takie jak, z jakiego powodu zostałam porwana, kim teraz jestem i gdzie obecnie mieszkam.
Rozmawiałyśmy przez kilka godzin, po czym uświadomiłam sobie, że właśnie nastał wieczór.
-Muszę iść.- oznajmiłam wstając. Pożegnałyśmy się i wróciłam do centrum miasta, skąd poszłam na piechotę do chaty. Chowałam się przed każdym samochodem w obawie, że mógłby to być jakiś pachołek Romana. W ten sposób doszłam do domu trochę po zachodzie słońca.
Z daleka od razu zauważyłam dwie skrzydlate postacie, którymi byli Rafael i Marcus rozmawiający cicho ze sobą, ale i tak doskonale słyszałam o czym mówili.
-Panie… Naprawdę nie wiedziałem, że ona ucieknie. Co prawda, ostatnio zachowywała się dość dziwnie, ale nie na tyle żeby od razu alarmować wszystkich. Po prostu…
-Dość- drugi przerwał Marcusowi – Miałeś mnie informować o wszystkim Marcusie. Zawiodłeś mnie i jak już ją znajdę to zostaniesz odpowiednio ukarany.- powiedział cicho, a furia czaiła się w jego głosie. Postanowiłam, że to jest odpowiedni moment na wyjście, mimo że nie chciałam wysunęłam się zza drzewa odchrząkując, na co oboje odwrócili się szybko przygotowując do ataku na osobę, która odważyła się podkraść do nich.
-Poszukiwanie nie będzie już konieczne. – powiedziałam tylko, a Marcus trochę rozluźnił się, natomiast Rafael tylko spojrzał na mnie leniwie obrzucając wzrokiem, po czym nagle pojawił się przede mną przyciskając do drzewa.
-Gdzie byłaś, Gin?- zapytał cicho, ale w jego głosie można było dostrzec nici groźby. Jak zwykle patrząc się w jego oczy poczułam ciarki przechodzące mi po plecach, i denerwując się na swoją reakcję odpowiedziałam:
-Byłam załatwić pewną sprawę.-mówiąc to usłyszałam jak Marcus łapie nerwowo powietrze w płuca, a Rafael uniósł tylko jedną brew, a jego dłonie zaczęły się zaciskać na korze, albo raczej miażdżyć ją pod sobą.
-Jaką sprawę?- zapytał, a ja tylko pokręciłam głową.
-Nie twój interes.- odparłam i usłyszałam, jak drugi anioł stęka, podczas gdy pierwszy przybliża swoją twarz do mojej, a w jego oczach dało się dojrzeć tylko pustkę, która sprawiła, że chciałam zwinąć się w kłębek pod kołdrą w łóżku i modlić, aby to był sen lub raczej koszmar.
-Powtarzam, jaką sprawę musiałaś załatwić Genevieve?- nie mogłam już wytrzymać. Chciałam pomyśleć, ale nie mogłam. Strach ogarnął mnie jeszcze bardziej gdy uświadomiłam sobie, że Rafael jest jeszcze gorszy od Romano. Nie mogłam pozwolić, aby dowiedział się o Emily.
-Nie mogę ci tego powiedzieć!- krzyknęłam chcąc by zrozumiał. Zaciekawienie zaczęło się czaić w jego zielonych oczach, a ja jęknęłam w duchu.
Cholera! Ja i mój niewyparzony język! Teraz to dopiero mam kłopoty.
-Dlaczego?
-Bo nie mogę! Krzyknęłam trochę histerycznie, po czym zaczęłam się szamotać próbując wydostać. Rafael widząc, że nie zdobędzie i tak informacji puścił mnie i pozwolił chodzić nerwowo po podwórku obserwując uważnie wraz z Marcusem. Gdy już nieco ochłonęłam, to odezwał się ponownie.
-Od dzisiaj sam się zabiorę za szkolenie ciebie i monitorowanie w czasie dnia. Gdy nie będę mógł cię pilnować będzie to robił Marcus lub inny anioł. Jeśli znowu uciekniesz, to wiedz, że spotka cię o wiele gorsza kara niż moje towarzystwo. A teraz idź, i przebierz się w dres, bo mam zamiar dać ci odpowiednią karę, która będzie przedsmakiem prawdziwej kary.- uniosłam brwi zdziwiona.
-To ja już nie mam nic do powiedzenia?- dostrzegłam błysk w jego oczach, który napełnił mnie przerażeniem.
-Owszem, ty już nie masz nic do powiedzenia. A teraz idź, bo inaczej pójdziesz w tych ciuchach. – próbowałam, ale nie udało mi się powstrzymać wzdrygnięcia. Szybko poszłam i zmieniłam swój ubiór na bardziej luźny.
Stanęłam gotowa przed Rafaelem, który rzucił na mnie okiem, po czym odwrócił się i poszedł w stronę polany, która była obecnie używana do treningów.
Tam dał mi wycisk, każąc walczyć ze sobą i za każdym razem boleśnie równając z błotem, aż nie potrafiłam ruszyć choćby małym paluszkiem, kiedy on tylko otrzepywał swoje ciuchy z brudu.
Chwilę potem zostałam oblana zimną wodą, jeszcze z kostkami lodu. Krzyknęłam i już miałam zamiar zacząć obrażać go i przeklinać, ale on rzucił mi tylko miażdżące spojrzenie.
-Jedno słowo, a dostaniesz powtórkę dzisiejszych zajęć.- powiedział krótko, a ja szybko zamknęłam buzię nie chcąc się już więcej narażać. Rafael zwrócił się do Marcusa, który stał cicho pod drzewami i obserwując wszystko.
-Zanieś ją do chaty, a później masz się zjawić u mnie aby otrzymać swoją karę.-szybko wzbił się w powietrze lecąc w nieznanym kierunku.
Drugi anioł ciemności podszedł do mnie, po czym ostrożnie podniósł i zaczął iść do domku. Większość drogi szedł cicho nic nie mówiąc.
-Mam nadzieję, że było to warte takiej kary.- powiedział, a ja ledwo go usłyszałam.
-Było, było.- szepnęłam, bo nie było mnie stać na coś więcej.
Przez resztę drogi starałam się nie tracić przytomności, ale zaraz jak poczułam wokół siebie coś miękkiego i ciepłego, odleciałam.

16 komentarzy:

  1. Przyznam szczerze , że się wciągnęłam :D Czekam na następną część !

    ma-and-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      Następna część będzie niestety w następnym roku, a przynajmniej taką mam nadzieję. ;D
      Pozdrawiam, Reia.

      Usuń
  2. : O super piiiiszesz *o*
    będę zaglądac ;3

    zapraszam również do mnie :)
    Mała Mi
    malami-walczaca-o-optymizm.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, na pewno odwiedzę!
      Zapraszam, i życzę szczęśliwego Nowego Roku! :D
      Reia.

      Usuń
  3. Mi się nawet podoba. MAło spotkałam blogów o aniołach, a twój mi się podoba. Treść się nadaje jak najardziej.

    www.mojapasja-pisanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Super piszesz, czekam na następną część :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ;) Ale muszę zacząć od początku ;p
    I szczęśliwego nowego roku ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! Świetne to! Będę zaglądać :) I napisałam kolejną część na moim :) http://opowiadanie-moje-serce.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaczęłam czytać tego bloga dzisiaj i już doszłam do tego rozdziału. Bardzo wciągające. Masz ogromny talent. Niecierpliwie czekam na kolejną notkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciałam poinformować o zmianie adresu mojego bloga ;)
    kaja-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Dalej bardzo fajne :D Czytam dalej ;3

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetnie piszesz. Masz taki odmienny styl, taki ... oryginalny ;) Spotkała mnóstwo blogów o aniołach i ten jest najlepszy ;)
    Byłabym wdzięczna gdybyś ( jak masz wolny czas ) zajrzała na mojego bloga. Dopiero się rozkręca i mało osób ogólnie zagląda, no ale może nie długo jakoś to pójdzie ;)
    http://fantasy-is-my-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny jest ;) Uwielbiam każdy rozdział gdzie pojawia się Rafael. Zielonooki anioł naprawdę jest ostry. Ciekawi mnie jakie plany ma jeśli chodzi o Gin ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy15:46

    Oj szkoda mi Marcusa, wydaje się być miły o ile anioły ciemności są miłe :)

    http://nathalie-rose.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń