8 grudnia 2012

X

Stwierdziłam, że muszę mieszkać na odludziu, ponieważ bałam się przebywać tak blisko innych. Kupiłam jeszcze kilka rzeczy niezbędnych do życia i postanowiłam polecieć do chatki, w której zrobiłam sobie postój. Poszłam w miejsce, które ludzie niezbyt często odwiedzają, a mianowicie chodziło mi o niewielki lasek. Szybko wysunęłam skrzydła bez większego problemu i chciałam wystartować tak jak wczoraj, ale nie potrafiłam. Jakim cudem do cholery?
Próbowałam za wszelką cenę wzbić się w powietrze, ale nic z tego. Udawało mi się wznieść z trudem zaledwie metr w górę, po czym moje skrzydła nie wytrzymywały i spadałam w dół, lądując cicho i zwinnie niczym kot. No tak… Przecież ja też teraz należę do drapieżników. W dalszym ciągu nie mogłam się z tym pogodzić. Chyba każdy by tak zareagował na moim miejscu, pomyślałam przygnębiona. I dlaczego nie mogłam się wzbić w powietrze tak, jak zrobiłam to tamtej nocy? Może dlatego, że działałam pod wpływem adrenaliny czy coś w tym stylu. A więc i tego muszę się nauczyć w najbliższym czasie, aby zyskać więcej szans na ucieczkę od Romana i Rafaela. Chociaż nie wierzyłam, że kiedykolwiek mogłoby mi się udać uciec od tego drugiego. Ostatnio zrobiłam to tylko dzięki temu, że był zaskoczony, bo nie sądzę, że z powodu mojego kopniaka. Szybkość też pewnie została wywołana adrenaliną.
Z nową determinacją rozpoczęłam próbę wzbicia się w powietrze, próbowałam wiele razy i praktycznie za każdym razem udawało mi się utrzymać coraz dłużej. W końcu, gdy potrafiłam już utrzymać się w powietrzu, to wzięłam wielki plecak wypełniony różnymi drobiazgami i wzniosłam się wyżej. Lot bardzo mnie męczył, ale nie na tyle, żebym nie dostrzegała niczego poza tym. Unosząc się, nie czułam lęku wysokości, tylko wszechogarniające mnie uczucie wolności. Wiatr nieprzyjemnie smagał moje ciało, ale nie powodował zimna. Zupełnie tak, jakby moje ciało nie odczuwało już czegoś takiego. W sumie to jest plus bycia aniołem ciemności. Ale więcej jest minusów niż plusów, pomyślałam, uważnie śledząc drogę, którą mogłam dolecieć do chatki. W końcu, gdy doleciałam, wylądowałam trochę niezgrabnie, prawie przewracając się na ziemię.
Szybko weszłam do chaty i pierwsze, co zrobiłam, to starłam kurz ze wszystkiego, a później trochę się urządziłam. Nie zapalałam kominka, bo mógłby zwrócić zbyt dużą uwagę na miejsce mojego obecnego mieszkania. Rozwiesiłam więc czarne zasłony wokoło okien i zapaliłam kilka świeczek, mimo że widziałam wszystko. Jednak było mi bardziej wygodnie mieć chociaż kilka światełek, jednak małe płomyczki raziły mnie strasznie w oczy.
Postanowiłam trochę się rozejrzeć po terenie, zobaczyć, czy nic nie będzie mi zagrażało ze strony większych zwierząt i ludzi. Na szczęście niczego takiego nie wyczułam. Przechodząc się po lesie, trafiłam na małą polankę i postanowiłam jeszcze trochę potrenować wznoszenie się i lądowanie. Szybko wysunęłam skrzydła i przystąpiłam do pracy. Nie przestawałam nawet wtedy, kiedy moje mięśnie zaczęły się trząść ze zmęczenia. Skończyłam, gdy przez niebo zaczęły się przebijać pierwsze promienie słoneczne. Szłam właśnie do chaty, zastanawiając się nad tym, czy anioły ciemności miewają zakwasy, kiedy usłyszałam bębny. Nie, nie bębny, tylko serce. Duże. Głód znów gwałtownie powalił mnie na ziemię, a później zaczęłam biec.
Wszystko się rozmazało, podążałam tylko w stronę bębnów. Tylko ono się teraz liczyło. Nie potrafiłam się opanować. Instynkt wziął górę i nie chciał ustąpić, póki nie będzie nasycone, pozbawiając ofiarę krwi i życia. Życia. Nie! Nie mogę tego zrobić, lecz moje ciało nie chciało słuchać. Musiałam to jakoś powstrzymać, ale już było za późno. Ofiara znalazła się w zasięgu wzroku, a instynkt wziął nade mną górę.
Był to jeleń, który stał z dumą, prezentując swoje piękne poroże. Szybko przygotowałam się do skoku i po chwili już stałam uczepiona do karku zwierzęcia, które zaczęło się wierzgać, próbując mnie zrzucić, ale trzymałam się tak mocno, że nie poruszyłam się nawet o milimetr. W końcu syta wypuściłam martwego jelenia z uścisku. Od razu poczułam nową dawkę siły, mięśnie przestały się trząść i ustąpiło częściowo zmęczenie. Wraz z siłą doszło również poczucie winy, które było niczym kamień ciągnący mnie w dół. Powietrze zatrzymało się w płucach i ani nie chciało wyjść, ani wejść dalej. Żeby pozbyć się okropnego uczucia, zaczęłam kaszleć, ale to było wciąż za mało. Z krzykiem uderzyłam najbliższe drzewo pięścią. I jeszcze raz, i kolejny. Gdy już zaczęła mnie boleć ręka, to spróbowałam się uspokoić. Spojrzałam jeszcze na nieszczęsne drzewo robiące dziś za worek treningowy. Było zniszczone tam, gdzie uderzałam. Uspokoiłam się i spojrzałam po raz ostatni na jelenia. Tym razem już nic nie czułam poza bezgranicznym smutkiem.
Droga powrotna była ciężka, ponieważ słońce postanowiło wreszcie wstać, powodując jeszcze większe zmęczenie i w dodatku sprawiając, że oczy znów zaczęły mnie piec. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą okularów. Ptaki śpiewały, raniąc nadwrażliwe uszy. Chyba czas iść spać, pomyślałam, ziewając. Gdy wreszcie dotarłam do chaty, to tylko rzuciłam się na pryczę robiącą za moje łóżko i od razu zasnęłam.
Obudziło mnie przeczucie, że coś jest nie tak. Szybko otworzyłam oczy i spojrzałam w stronę okien. Niestety słońce w dalszym ciągu było na niebie. Nastawiłam uszy i słuchałam. Od razu dotarł do mnie dźwięk łopotania skrzydeł. I to nie jakiegoś tam ptaszka. Na takie nie zwracałam uwagi. Te skrzydła wydawały się o wiele większe od normalnych, ptasich skrzydeł. Podniosłam się do pozycji siedzącej, nie wydając żadnego dźwięku, nawet szelestu materiału pocierającego o materiał. Stworzenie zaczęło latać nad moją chatą, tworząc koła. Już wiedziałam, że to nie jest pomyłka czy coś. Wiedziałam, że zostałam zdemaskowana.
Westchnęłam zrezygnowana i wstałam, sięgając po okulary przeciwsłoneczne, po czym wyszłam na spotkanie ze stworem, który był zapewne aniołem ciemności. Pech dzisiaj postanowił być moim najlepszym przyjacielem, pomyślałam ponuro.
Ku mojemu zadowoleniu, wokół chaty latał Marcus. Uśmiechnęłam się.
-Co tutaj robisz, Marcusie? - zapytałam, a chłopak w tym czasie zgrabnie wylądował na ziemi i odwzajemnił uśmiech.
-Rafael kazał mi nauczyć ciebie wszystkiego, co będzie ci niezbędne do przetrwania. - Rozejrzał się, po czym zmarszczył nos, ukazując dezaprobatę. - To tutaj teraz mieszkasz? Nie spodziewałem się tego po tobie, Genevieve.
- Mów mi Gin i ja też się tego nie spodziewałam, ale uznałam, że tutaj będę względnie bezpieczna. - Wzruszyłam ramionami. - Zresztą, czasem trzeba robić coś niespodziewanego - powiedziałam, puszczając do Marcusa oczko. Skapnęłam się, że on nie nosi okularów, a nawet nie mruży oczu. To było dziwne, ponieważ mnie, pomimo ciemnych okularów, w dalszym ciągu oczy strasznie piekły.
- No, widzę, że z tobą się nikt nie nudzi - powiedział, uśmiechając się łobuzersko. - Najpierw próba ucieczki za pomocą rzucania się z mostu, później ucieczka od Romano… No, no, dziewczyno, doigrarałaś się z tym drugim. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wkurzonego. Dosłownie rzuca wszystkim i każdym, kto ośmieli się chociażby zbliżyć. Wysłał za tobą hordę aniołów.
-Serio? - zapytałam ciekawa, - A tak w ogóle, to ilu was jest?
-Nas, pamiętaj, że ty też teraz należysz do nas - poprawił mnie, po czym się zamyślił, - Przykro mi, ale nie jestem upoważniony do odpowiadanie na takie pytania.
Skrzywiłam się.
-No tak, jasne. Jak się domyślam, Romano w dalszym ciągu nie wiem gdzie jestem, tak?
-Tak, nikt tego nie wie prócz Rafaela i mnie. - Uniosłam brew.
- A wy skąd niby wiedzieliście, gdzie jestem? - zapytałam lekko zdziwiona. Marcus się uśmiechnął.
- Nie wiem. Ja tylko dostałem rozkaz i miejsce, a teraz muszę go wykonać. - Zmrużyłam oczy.
- On mnie śledził, prawda?
Marcus podniósł brwi.
-Nie wiem. Jak już mówiłem, ja tu tylko wykonuję rozkazy. - Westchnęłam. Czy mam mu uwierzyć? A może ma właśnie zdobyć moje zaufanie? Tylko jak mogę dostrzec prawdę w osobie, która sprawia wrażenie takiej pogodnej? Potarłam dłonią czoło.
- Słuchaj, Marcus, może wejdziesz do środka i poczekasz ze mną, aż słońce przestanie świecić? Strasznie mnie pieką oczy - powiedziałam zmęczona. Chwilę mi się przyglądał, po czym skinął głową.
-W zasadzie czemu nie?
Wchodząc do chaty, zdjęłam okulary i rzuciłam je na stół.
- Dobra, czego miałeś mnie nauczyć? - zapytałam, ciężko siadając na krześle. Marcus od razu się rozgościł i zajął miejsce na drugim krześle, zarzucając nogi na stół.
- Ogólnie, jak się startuje, lata, ląduje i poluje. I jeszcze w jaki sposób ukrywać swoją obecność tak, żeby nikt inny nie zobaczył, chyba, że chcesz, żeby Romano cię złapał.
-Nie, dzięki. - Skrzywiłam się. - Jak ty to robisz, na dworze słońce cholernie świeci, a ty wyglądasz, jakby ci to wcale nie przeszkadzało.
-Nie wiem. A co, ciebie razi słońce? - powiedział zdziwiony. - Naprawdę? Ja nigdy nie miałem takiego problemu.
-Nawet tuż po przemianie?
-Nawet wtedy. Wygląda na to, że nasz wzrok dopasowuje się do każdej pory nocy lub dnia. - Zamyślił się.
-No ja tego nie widzę, Marcusie. Od samego początku słońce pali mnie w oczy tak, że ledwo wytrzymuję. - Wyrwałam go z zamyśleń.
-Cóż… Wygląda na to, że jesteś inna. - Tym razem się nie powstrzymałam i prychnęłam z wyrzutem:
-Miło o tym wiedzieć. Naprawdę. Wiesz… Dowiedziałam się o tym w momencie, gdy skapnęłam się, że z moich pleców wyrastają wielkie, czarne skrzydła.
-Nie patrz tak na mnie. Ja tylko wykonywałem rozkazy. - Bronił się.
-Tak, ale mogłeś przynajmniej ostrzec - warknęłam.
-Tak, i co bym powiedział? Hej, uważaj, bo mój szef chce przemienić cię w jednego z nas, czyli anioła ciemności. Tak, myślę, że to by zadziałało - powiedział sarkastycznie.
-Masz rację, ale to nie znaczyło, że masz mnie porwać. Mogłeś przynajmniej pozwolić mi wskoczyć do tej cholernej rzeki lub uciec - powiedziałam wściekła.
-Żebyś się zabiła? Nie, dzięki.
- To była moja decyzja, i jeśli wolałam wyskoczyć i się zabić, niż zostać porwana, to powinieneś mi na to pozwolić, nie sądzisz? - mówiłam coraz głośniej, wyrażając swoją wściekłość.
Marcus tylko pokręcił głową.
-O czym ty mówisz? Naprawdę popełniłabyś samobójstwo?
-Gdybym nie miała innego wyboru - powiedziałam już ciszej, wściekłość nagle znikła. - Lub uprzykrzyłabym moim porywaczom życie tak, że by mnie wypuścili.
Chłopak uniósł brwi.
-Serio?
Uśmiechnęłam się.
-Już raz podziałało.
-Gin, jesteś niemożliwa – powiedział ze śmiechem.
-W każdym razie, próbowałam wczoraj trochę startować, latać i lądować, ale uważam, że jeszcze nie doszłam do perfekcji. Zamierzałam dzisiaj również trochę popróbować, ale ty się zjawiłeś. A poza tym spałam.
On tylko uśmiechnął się szeroko.
- Pomogę ci w tym, ale pierw może popracujemy nad kontrolą. Musisz bardzo uważać wśród innych, nie możesz nikomu powiedzieć ani pokazać, że jesteś aniołem ciemności.
-Też doszłam do takiego wniosku - zgodziłam się. - Zresztą, kto by mi uwierzył? Już widzę, jak mówię, że jestem dziwadłem z czarnymi skrzydłami. Tak, a później trafić do pokoju bez klamek w kaftanie bezpieczeństwa lub jakimś laboratorium.
-No, to tą część mamy przynajmniej za sobą. Musisz się nauczyć nie skakać na wszystko, co ma serce odpowiadające ludzkiemu. Pomyśl tylko, co by się stało, gdybyś była wtedy w mieście pełnym ludzi - powiedział poważnie, tracąc resztki humoru z oczu.
-Właśnie dlatego wybrałam to miejsce – odpowiedziałam szczerze. Marcus skinął głową.
- To dobrze, mamy teraz miejsce, gdzie możemy spokojnie poćwiczyć, nie obawiając się, że ktoś lub coś nam przeszkodzi.
- A tak w ogóle, to dlaczego mnie nie wydaliście Romano? - zapytałam, przypominając sobie, że on nie wie, gdzie jestem. Nastała dość długa cisza. Myślałam już, że Marcus mi nie odpowie, ale jednak zrobił to:
- To skomplikowane…
- Wszystko jest skomplikowane.- przerwałam mu zniecierpliwiona.
- W każdym razie to nie ze mną powinnaś o tym rozmawiać. A teraz, słońce już prawie zaszło, więc myślę, że czas zacząć trening.
Jęknęłam.
- Naprawdę? Muszę?
-Oczywiście, jeśli chcesz, ale sądzę, że to pomogłoby ci w ucieczce, gdyby ktoś cię znalazł.
-Brzmi sensownie - zgodziłam się.
Oboje wstaliśmy i wyszliśmy z chaty na ciężki i męczący trening.






Ten rozdział jest trochę dłuższy, postanowiłam, że nie będę dawała tak krótkich jak poprzednio, bo nie ma sensu. ;D

9 komentarzy:

  1. Ooooo, niezły niezły :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że Ci się podoba. :D
      Szczęśliwego Nowego Roku :)
      Reia

      Usuń
  2. świetny! ;)
    Czekam na kolejny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, powinien być za nie długo. ;D

      Usuń
  3. Na jeden raz zdążyłam nadrobić jedynie tyle, ale obiecuję, poprawię się i doczytam do końca bo się zakochałam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej <3 Cudowny i cieszę się, że teraz będą dłuższe :d

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba najdłuższy rozdział jak do tej pory co nie znaczy, że mniej świetny od pozostałych. Coraz bardziej lubię Rafaela, z jednej strony jest zły, jednak z drugiej pomaga Gin. To takie słodkie ;) Nie mogę się doczekać co będzie dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy12:50

    jak dla mnie bomba! Xd super opowiadanie...! mam nadzieje że doprowadzisz je do końca ;** i że nie będzie za krótkie ;}

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy13:33

    Chyba twój najdłuższy rozdział jak do tej pory ;)
    Bardzo mi się podoba twoje opowiadanie ;d

    http://nathalie-rose.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń